Gyakuten Sekai no Denchi Shoujo – odcinek 3

Wycofanie się wroga wcale nie poprawiło pozycji Rebeliantów, zwłaszcza że ich główna broń bojowa właśnie się zwiesiła po uświadomieniu sobie, że jednak z kimś, kto tak bardzo udaje (znaczy, z Hisomichim), nie ma sensu współpracować. Na szczęście w sukurs przychodzi mechaniczka zajmująca się właśnie robotami, niejaka Mimi Kagurazaka (jedna z klientek klubu), która bierze bohatera w obroty i zmusza do zanurzenia się w podświadomości Rin, jako żywo w tej chwili przypominającej sentai show z jej ukochanym robocim superbohaterem w roli głównej.

W trakcie nurkowania w podświadomości widz jest świadkiem prób przekonywania Kudo przez dziewczynę, że jednak czasem warto walczyć, ale najwidoczniej trauma z dzieciństwa (związana oczywiście z Zaburnem i kimś, kto może był ojcem bohatera) skutecznie uniemożliwia mu przyznanie jej racji. Ale gdy coś zaczyna w końcu do niego docierać, prawdziwy wróg ponownie atakuje, a Rin postanawia się bohatersko poświęcić dla innych.

Hisomichi (przy wydatnej pomocy Mimi) podejmuje wreszcie jakieś działania, czyli biegnie za Garanndollem (będącym w tym momencie na resztach mocy) i oznajmia w sposób publiczny (przy okazji zawstydzając Hayate – ninja z Garanna wroga), że w końcu zdał sobie sprawę, co jest ważne, i prosi o drugą szansę. I oczywiście będzie razem z Rin walczył z wrogiem, jak Zaburn. Po czym następuje przemia… połączenie obojga, walka i sceny końcowe (oczywiście pokonali wroga, a co). A Mimi z Balzakiem rozważają kolejną panienkę…

Graficznie można powiedzieć, że Gyakuten Sekai no Denchi Shoujo trzyma poziom, w sumie jest dosyć przyjemnie narysowane, choć jednak stwierdzam, że nie jestem fanką robocików w SD. Uproszczenie postaci drugiego tła przez nałożenie masek jest dobrym rozwiązaniem (nie trzeba ich różnicować po twarzy, wystarczy sylwetka), w trakcie walki za to mamy już rozmazanie konturów, stopklatki i inne bajery oszczędzające animację. Jednak wisienką na torcie, dla mnie zdecydowanie psującą ten tort, było niestety upozowanie postaci w wirtualnym kokpicie, na pieska, żywcem zerżnięte z Darling in the Franxx – a podejrzewam, że w dalszej perspektywie bohater będzie pieskować też z pozostałymi dwiema panienkami widocznymi w czołówce. Bo po jednej takiej akcji z pełną synchronizacją „bateryjka” jest całkowicie wyczerpana…

Fabularnie na razie mamy powoli wprowadzenie do świata, z jednej strony militarystycznych wrogów żywiących się i oddychających patriotyzmem i realizmem, z drugiej bandę idealistów chcących sobie pooglądać stare anime i mieć prawo do bycia, kim się chce, i robienia tego, co się chce, nawet jeśli jest to nieprzydatne dla społeczeństwa. Problem polega na tym, że obie strony są tak skrajnie przerysowane, że nawet jak na serię chcącą żonglować schematami zaczerpniętymi z innych anime miejscami zdecydowanie są w tym przerysowaniu nużące. Dlatego nie wiem, czy się zdecyduję na kontynuację, może dam jeszcze szansę kilku odcinkom, ale chyba muszą się bardziej postarać, a nie tylko podlizywać się widowni.

No dobra, ma dobry opening w starym, przygodówkowym stylu.

Leave a comment for: "Gyakuten Sekai no Denchi Shoujo – odcinek 3"