Platinum End – odcinek 1

Mirai Kakeshi właśnie skończył szkołę i postanawia się zabić, bowiem jego życie to pasmo nieszczęść, od momentu, kiedy zginęła jego rodzina i został adoptowany przez wujostwo, które z jakiegoś powodu się nad nim znęca. Dlatego bohater uważa, że czas umrzeć, po czym wchodzi na wieżowiec, mówi, że tylko chciał być szczęśliwy, i skacze… A nad samą ziemię, ku jego wyraźnemu niezadowoleniu, łapie go najprawdziwsza anielica.

 

 

Anielica (Nasse) bardzo się cieszy, że zdążyła, zanim zginął, ponieważ bardzo chce go uszczęśliwić, w związku z tym proponuje mu do wyboru wolność w postaci szybkich skrzydeł i miłość w postaci posiadania Czerwonej Strzały, którą to strzałą trafieni ludzie będą się w nim zakochiwać i może ich dzięki temu kontrolować. Mirai, bardzo wątpiący w swoje zmysły, wybiera obie moce i obie otrzymuje, po czym zostaje „zaobrączkowany” nie-gustownymi czerwonymi kółeczkami, co to widzą je tylko ludzie, co mają anioły, i same anioły.

 

Następnie postanawia wypróbować skrzydła i po dłuższej sekwencji podziwiania zachodu słońca, widoczków miasta i świata oraz intensywnym gubieniu piór dowiaduje się od Nasse, że jest teraz tak szybki, że może kraść i nikt się nie spostrzeże, a tak przy okazji, to jego wujostwo zabili mu rodzinę, bo mają zło w sercach i jak chce, to może się o tym przekonać, używając  strzałki. Zszokowany Mirai stosuje się do sugestii i dowiaduje się, że to prawda i wujo zakombinował przy aucie rodziców, a to tylko dlatego, że chciał odziedziczyć kasę… Po czym następuje ciąg dramatycznych scen, wyznań ciotki na temat powyższy, zalania podłogi krwią, scen z przeszłości bohatera oraz zachłyśnięcia się przez niego świadomością, że żyje i mamusia kazała mu szukać szczęścia oraz równoczesnego załamania, że chciał się zabić i nie szukał szczęścia jak mamusia kazała…

Po trzech dniach znajdujemy bohatera w hotelu, bez kasy (bo nie będzie kraść), i zdecydowanie dającego odpór radosnej sugestii Nasse, że powinien zabić też wuja i kuzynostwo, by odziedziczyć po nich majątek i nawet dostanie Białą Strzałę, która zabija szybko i bezboleśnie delikwentów, a tak w ogóle, to zapomniała mu powiedzieć, że jest on teraz jedną z trzynastu osób, które mają takie moce, przybocznego aniołka i mogą w przyszłości zostać samym bogiem. I w tym momencie bohater zdaje sobie sprawę, że zwario… znaczy, że wkroczył w nowy etap życia. Którym będzie radosne battle royale (nie do końca, ale skoro ma zostać tylko jeden) dopingowane przez anielską socjopatkę.

Proszę Państwa, szykuje się chyba coś, co może dla mnie przebić kilka innych serii poziomem wymuszonego dramatu, fanserwisem od czapy, próbami dopisania głębszej filozofii i przypadkowymi wyciekami krwi z przypadkowych osobników. Mirai jest tak przedramatyzowany w swoich reakcjach, czy to w apatii, czy to w histerii, że aż popada w śmieszność i mimo całego wątku sieroctwa i znęcania się wujostwa nie zdołałam wykrzesać z siebie krztyny współczucia dla jego sytuacji. Tym bardziej, że w sumie otrzymuje garść niezwykłych mocy, czyniących go panem życia i śmierci dowolnego człowieka. Jego „towarzyszka”, Nasse, jest z kolei bytem, który absolutnie nie jest kompatybilny z ludzką moralnością, co w połączeniu z radosnym głosikiem sugerującym np. zabójstwo sprawia dosyć niepokojące wrażenie, nasilone przez całkowity brak empatii w stosunku do przeżyć bohatera, zwłaszcza, gdy prawie go zmusza do zemsty. Wujostwa nie liczę, a więcej postaci nie stwierdzono – większość odcinka upływa na rozważaniach, co jest dobrem, a co złem, i zachęcania Miraia przez anielicę do popełniania czynów karalnych.

Pod względem graficznym też szału nie ma – bohater sieje piórami na lewo i prawo, anielica lata goła, znaczy… opierzona? Jakaś krew się leje (nieocenzurowana), mamy kilka kadrów na ładne widoczki, kilka na ludzi w mieście, kilka najazdów od dołu na ciotkę, bo skoro łazi w halce, to czemu nie, trochę nieruchomych na postać bohatera jako takiego oraz głównie najazdy na oczy, na przemian puste lub wypełnione łzami. Nie wiem, nie porywa mnie, choć mam dziwne wrażenie, że niektórym się spodoba, że anielice są tylko opierzone…

Leave a comment for: "Platinum End – odcinek 1"