Baraou no Souretsu – odcinek 2

Od czego tu zacząć? To jest seria tego rodzaju, że nie za bardzo wiadomo od czego, zbyt dużo tu wszystkiego. Może powiedzmy, że Ryszard nie ma już jednego adoratora, ma dwóch. Do króla Henryka dołącza jego syn Edward, który w poprzednim odcinku uznał, że Ryszard jest kobietą i jak się okazuje, natychmiast się w nim zadurzył. Rzeczony spróbował wyjaśnić nieporozumienie, ale chyba jest już za późno…

Abyśmy nie mieli wątpliwości, że sprawa z Henrykiem dalej trwa, Ryszard ponownie na mocy czystego przypadku przeznaczenia wpada na niego, tym razem w środku miasta. Robi to samo co poprzednio – błaga Ryszarda, aby uciekli gdzieś hen daleko i wypasali owce, ale Ryszard nie chce nawet o tym słyszeć, tak pochłonięty jest trawiącą go rozpaczą. Podejrzewam, że nie jest to ostatnie takie spotkanie. Zaraz później Ryszard prawie zostaje zgwałcony przez wieśniaków, którzy jednak rezygnują, kiedy się orientują, z jaką interpłciową poczwarą mają do czynienia. Dzień jak co dzień dla Ryszarda, można by powiedzieć.

Poza tymi uniesieniami odcinek poświęcony jest wojskowości i polityce. Matka Ryszarda nie przepuściła okazji, żeby mu ponownie wyjaśnić, jak bardzo się go boi i go nienawidzi, zaś ukochany ojciec Ryszarda – też Ryszard – traci głowę w dosłownym tego słowa znaczeniu. Źle to wróży rodzinie Yorków, a już w szczególności stabilności psychicznej Ryszarda Juniora, przynajmniej tym jej szczątkom, które się ostały. Dekapitacji podjęła się żona Henryka, Margaret, która jest… uhu hu. Torturując Ryszarda Seniora, próbuje się powstrzymywać, ale jednak wymykają się jej napady obłąkańczego chichotu.

Mimo mojego początkowego entuzjazmu miałem obawy, czy to nie będzie tak, że tylko w pierwszym odcinku będą takie wrażenia, a później nudy. Nudy zdecydowanie nie ma, poziom jest utrzymywany.

Jest to też dobry moment do wspomnienia o wykonaniu. Jest to najładniejsze bieda-anime, jakie widziałem od lat. Mam przez to na myśli, że animacji jest co kot napłakał i większość odcinka to pokaz slajdów, ale mimo to ogląda się to dobrze. Jakim cudem? Bo są to ładnie narysowane slajdy i twórcy skutecznie nadrabiają stylistyką. Dla przykładu w typowym bieda-anime nie mieliby czasu i pieniędzy na rysowanie żołnierzy podczas sceny batalistycznej,  więc zrobiliby z nich armię paskudnych ledwo naszkicowanych klonów (lub paskudnie zrenderowanego CGI). Tutaj przedstawiają ich jako białe manekiny – tak po prostu. Grafika jest celowo symboliczna, i to się da kupić, bo i treść jest teatralna. Oby tak dalej, powiadam, niczego więcej nie potrzebuję.

Leave a comment for: "Baraou no Souretsu – odcinek 2"