Spy x Family – odcinek 1

To seria, na którą najbardziej czekałam i na którą w tym sezonie prawdopodobnie czekało najwięcej widzów, wnioskując po popularności oryginału. Sądzę, że nikt z nas się tym pierwszym odcinkiem nie poczuł zawiedziony. Jest cudnie! Jak wiadomo, rzecz się dzieje w świecie nieodlegle i nieprzypadkowo przypominającym zimnowojenne, podzielone Niemcy; sądząc po stanie technologii i ubraniach, pewnie gdzieś w latach 60. Znakomity agent Westalis, mistrz kamuflażu, działający pod pseudonimem Zmierzch, ma nową misję: zbliżyć się do polityka Ostanii, Donovana. W tym celu będzie się musiał wcielić w rolę… ojca kilkuletniego dziecka, które ma się dostać do elitarnej szkoły Eden i tam zaprzyjaźnić z synem obiektu. Przynajmniej taki jest plan!

Zdobycie dziecka nie jest problemem: szemrany sierociniec niewymagający żadnych formalności pozwoli łatwo sfałszować jego przeszłość. Na miejscu Zmierzch – obecnie Loid Forger, psychiatra – poznaje małą, podobno sześcioletnią Anyę, która robi wszystko, by zostać przez niego wybrana; nawet błyskawicznie rozwiązuje trudną krzyżówkę, by udowodnić swój intelekt. Prawda jest jednak taka, że dziewczynka w wyniku pewnych eksperymentów jest telepatką i bardzo chce zostać córką szpiega, bo Spy Wars to jej ulubiona kreskówka…

Nie ma co owijać w bawełnę, Anya to czyste cudo i Zmierzch nie ma z nią najmniejszych szans, chociaż początkowo próbuje zachować profesjonalny chłodny dystans i nawet rozważa przez chwilę jej oddanie, kiedy jej zachowanie na zakupach, na które został płaczem zmuszony ją zabrać, każe mu zwątpić w wybitną wiedzę i inteligencję dziewczynki. To znów wywołuje gejzer łez po jednej stronie i konstatację po drugiej, że dla dobra misji trzeba rozpracować „to stworzenie” – czyli akcja Poznajmy się (i zapoznajmy z toną podręczników dla rodziców)!

Na kolejne wyjście – zdobycie potrzebnych informacji dotyczących szkoły i pytań egzaminacyjnych – Loid udaje się sam, zamknąwszy Anyę w wynajętym mieszkaniu, co jednak okaże się błędem, bo znudzona dziewczynka wykorzysta jego sprzęt do łączności (nic się przed nią nie ukryje!) i ściągnie sobie na głowę wrogów Zmierzcha… Spektakularna akcja ratunkowa oczywiście w pełni się udała, a na koniec Zmierzch zdał sobie sprawę, że Anya przypomina mu jego samego sprzed lat, opuszczone przez wszystkich dziecko w powojennej rzeczywistości. To właśnie pragnienie, by żadne dziecko już przez coś takiego nie przechodziło, motywuje go do działania i sprawia, że ostatecznie postanawia dziewczynkę zatrzymać. Także egzaminy udało się przejść pomyślnie (nie dzięki telepatii, a wykuciu odpowiedzi na wykradzione pytania) i już wszystko wydawało się na najlepszej drodze, kiedy list ze szkoły uświadomił szpiega i jego przybraną córkę, że do wykonania misji będzie im jeszcze potrzebna… mama.

Prawda jest taka, że streszczenie tego odcinka, czy w ogóle fabuły oryginału, to czynność bezsensowna i właściwie szkodliwa. Nie da się streścić ani komediowego klimatu opartego na absurdalnym zestawieniu „formy” szpiegowskiej misji z jej „treścią”, do czego zresztą Zmierzch podchodzi z pełną powagą, ani uroku przesłodkiej, ale nie przesłodzonej Anyi, ani milutkiego, cieplutkiego uczucia, jakie ogarnia widza na widok relacji, jaka się między tą dwójką (a potem trójką) nawiązuje. To po prostu trzeba zobaczyć!

W dodatku zrobione to jest na naprawdę znakomitym poziomie, jeśli chodzi o rysunki i animację, podbite klimatyczną muzyczką w tle i pełną energii grą seiyuu – Anya na szczęście nie piszczy, czego trochę się obawiałam, więc jak dla mnie, wszystko jest po prostu idealnie. Do następnego odcinka więc i poznania przyszłej pani Forger – tym, którzy nie wiedzą, w czym rzecz, mogę obiecać, że będzie naprawdę zaskakująco, a takich wystrzałowych oświadczyn jeszcze nie widzieliście!

Leave a comment for: "Spy x Family – odcinek 1"