Warau Arsnotoria Sun! – odcinek 1

Nie unikam słodkich serii, traktuję je tak samo, jak inne – interesuje mnie, jak będą wyglądały pozostałe aspekty danego tytułu. W przypadku pierwszego odcinka tego anime można jednak powiedzieć, że nie liczy się nic poza słodkością. Lukrem. Nadmuchanym z dumy nad własną słodkością ulepkiem, celebrującym każdą jedną sekundę, każdy kadr, ujęcie, zbliżenie. Tak, jest to bardzo ładne, ale już po niecałych pięciu minutach odcinka mnie mdliło. W połowie musiałam zrobić sobie przerwę. Poziom cukru przekracza wszelkie granice i tylko najwytrwalsi mu podołają. Pod koniec tylko przyszło coś w rodzaju wytchnienia w postaci patetycznych scen mordu z Johannem Zwinglim w roli głównej, wyglądających, jakby się urwały z innego anime.

Wracając jednak do początku. Główna bohaterka Arsnotoria (różowowłosa; większość bohaterek ma fikuśne imiona) uczęszcza wraz z koleżankami do Magicznej Akademii Ashland. Zapewne czegoś się uczy, coś tam pewnie konkretnego robi, ale w tym odcinku tego nie zobaczymy. Dowiemy się za to, jak (z mlekiem czy bez? gorącą czy letnią?) dziewczęta lubią pić herbatę, czym najpierw smarują wypieki, zobaczymy, jak siłują się, żeby otworzyć słoik. Rozmowy o niczym przetykane są topornie wrzucanymi to tu, to tam tłumaczeniami pewnych aspektów tego świata oraz niezrozumiałym jeszcze na tym etapie bełkotem o kimś czy o czymś, co bohaterki znają. Być może będzie on zrozumiały dla tych widzów, którzy grali wcześniej w grę, na podstawie której jest anime. Prawie cały odcinek oglądamy więc, jak siedzą przy stole i słodkimi głosikami popiskują o dolnej części pleców Maryny, starając się zachowywać jak damy, do bycia którymi aspirują, co sobie co jakiś czas nawzajem przypominają. Przykładowy dialog zaczyna się od konstatacji, gdzie rozmówczynie właśnie się znajdują, czego się uczą, następnie zahacza o przypomnienie manier, by natychmiast przeskoczyć do twierdzenia jednej z dziewcząt, że jest najpiękniejsza. Takiego nagromadzenia pustosłowia już dawno w anime nie widziałam.

Kilka ostatnich minut to krew i pożoga, zakapturzone postaci oraz wyłaniający się z płomieni, powiewający i dziabiący ostrzem jakiegoś pana z książką Johann Zwingli. Co ciekawe, dziewczęta w serii wyglądają jak dzieci z podstawówki – z wyjątkiem Abramelin (fioletowowłosa), która prezentuje się nieco doroślej – zaś panowie mają zwyczajne rozmiary oraz rysy twarzy. Rozumiem, że dzieli ich pewna różnica wieku, ale różnica w sposobie rysowania i tak jest znacząca. W openingu najlepiej widać tę dysproporcję, tam jest ona wręcz… niepokojąca. Jak twórcy połączą słodkie dziewczęta z mrocznymi mężczyznami, tego się pewnie jeszcze (kiedyś) dowiemy. Ja nie chcę wiedzieć. Oj, jak bardzo nie chcę.

Leave a comment for: "Warau Arsnotoria Sun! – odcinek 1"