Trigun Stampede – odcinek 3

 

Aż zacząłem się zastanawiać – czy ja jestem uprzedzony? Do zapowiedzi serii podchodziłem jednak z entuzjazmem i miałem otwarty umysł na duże zmiany, jakie były w nej widoczne… Cóż, trzeci raz stwierdzam dokładnie to samo – przepiękna animacja, techniczny majstersztyk, fabuła od której chce się rwać włosy z głowy.

O ile można nawet mówić w tym przypadku o spójnej historii.  Pierwsze dziesięć minut to czysty zapychacz. Znikąd pojawia się postać z mangi – E.G. Mine, próbuje porwać plant z osady, Vash rusza więc by go powstrzymać, zaczyna się długa i efektowna scena akcji, zostaje on pokonany i możemy o tym wszystkim zapomnieć. Mimo prostoty tego wątku, autorom i tak udało się tam wepchnąć motyw bez sensu. Pod koniec poprzedniego odcinka w osadzie pojawiły się przypominające wirusy roboty, które zaczęły przyczepiać się do mieszkańców. Teraz dowiedzieliśmy się, że ich źródłem jest E.G. Mine, który za ich pomocą… za ich pomocą… za ich pomocą zrobił cliffhanger poprzednim razem, nie potrafię znaleźć innego w nich sensu. Przyczepiają się do ludzi, nie da się ich odczepić, sporadycznie u niektórych robią się czerwone i wybuchają. Dlaczego tylko u niektórych, a nie u wszystkich? Czemu ma więc to służyć, skoro z reguły nic nie robi? Nie mam zielonego pojęcia. Drama dla dramy, akcja dla akcji, nic to nie znaczy, zapomnijmy o tym.

Kiedy byłem już solidnie zirytowany tym zbędnym wtrętem, pojawił się… Knives?! Jest mi w stanie ktoś wyjaśnić, co jest takiego w tej osadzie, że pod rząd zaatakowały ją trzy siły pragnące ukraść ich plant? Następna żądna krwi ekipa wpada, zanim poprzednia się na dobre nie wyprowadzi. Pada komentarz, że Vash ściąga na swoje otoczenie kłopoty, co było faktem uznawanym i w mandze, ale natężenie tam zaprezentowane blednie w porównaniu do tej jatki. Knives powolnym krokiem idąc przez pustynię niezauważony wchodzi do osady (wszyscy byli zajęci walką z E.G. Mine), po czym zaczyna solówkę fortepianową przy barze, ponieważ czemu by nie. Następnie morduje E.G Mine’a, ponownie, ponieważ czemu by nie. Następnie podobnie wolnym krokiem zbliża się w stronę centralnej wieży, morduje ludzi po drodze wprowadzając klimat rodem z horroru, zgarnia umieszczony tam plant, następnie korzystając z ostrzy, którymi zdalnie manipuluje robi wielki pokaz na niebie, a na końcu niszczy całe miasto śmiejąc się maniakalnie. Pokaz na niebie był przepiękny i majestatyczny, piszę to bez sarkazmu, tylko zmiana klimatu była tak duża, że poczułem się jakbyśmy nagle przeskoczyli do innego tytułu.

Narzekałem przy poprzednim odcinku, że twórcy nie dają nam na pół odcinka zapomnieć, jak strasznym i mrocznym zagrożeniem jest Knives, teraz pozostaje mi machnąć ręką, bo wcześniej to było nic. Odcinek ten oglądało się, jakby był to dramatyczny finał normalnie i porządnie zaprojektowanej serii, tylko tutaj pozbawiony całej podbudowy, dzięki której oglądałoby się go z wypiekami na twarzy. Nie wiem jak mamy na serio przejmować się losem osadników, skoro to statyści, którzy mieli okazję wypowiedzieć maksymalnie kilka zdań. Na więcej nie starczyło czasu, bo wypełniała go akcja, akcja, akcja.

Nie wspomniałem o Meryl i Ricardo, bo dalej nic nie znaczą. Mają krótką chwilę przydatności przy powstrzymywaniu E.G. Mine’a, ale poza tym dalej głównie zawadzają, szczególnie Meryl. Nie widać, aby twórcy mieli na nich pomysł. Na serię jako taką twórcy pomysł mają, problem w tym, że jest wybitnie nieudany. Te trzy odcinki tworzą zamkniętą całość i nie udaje im się porządnie osiągnąć nic – ani nie opowiadają wciągającej zamkniętej historii, ani nie wprowadzają dobrze wątku głównego. Patrząc jak mocno przycinany jest oryginalny materiał nie zdziwiłbym się, gdyby seria była planowana na pojedynczy dwunastoodcinkowy sezon. Samo w sobie nie jest to problemem, ale próba zmieszczenia w tym czasie wątku głównego z długiego i rozbudowanego shounena – już tak. Serię już na tym etapie uznaję za straconą.

Leave a comment for: "Trigun Stampede – odcinek 3"