Jigokuraku – odcinek 3

No, czekaliśmy, czekaliśmy, doczekaliśmy się – bohaterowie dotarli na wyspę. Przeszli na niej kawałek spacerem w lesie i tyle postępów fabuły. Jej postępy są jak i wcześniej nieśpieszne, ale między postaciami dzieje się dużo, a i na brak akcji nie możemy narzekać.

Na drodze Gabimaru oraz Sagiri staje psychopatyczny mnich-wojownik Keiun, którego pasją jest testowanie swojej bogatej kolekcji broni na żywych celach. Mógł jednak wybrać lepiej niż Gabimaru. Ten musi go zmasakrować ze związanymi rękami, ponieważ Sagiri jest formalistką, a wedle zasad tak właśnie być powinno. Na temat ich bezsensowności między Gabimaru, Sagiri a pilnującym Keiuna Kishou wywiązuje się żywa dyskusja (Keiun w międzyczasie ginie). Organizacja tej wyprawy jest niezwykle podejrzana i możemy się spodziewać związanych z tym zwrotów akcji w przyszłości.

Elastyczność, wgląd w szemrane okoliczności i względy praktyczne nie są niestety mocną siłą Sagiri, która twardo obstaje przy trzymaniu Gabimaru spętanego. Ten podejmuje więc rozsądną decyzję i postanawia ją zabić. Widząc, jak funkcjonuje ta seria, nie zdziwiłbym się nawet, gdyby to zrobił, ale nie – odzywają się w nim fragmenty człowieczeństwa, co zmusza też Sagiri to przyznania, że takowe występują. Weryfikuje to jej plany dotyczące zlikwidowania go dla dobra społeczeństwa i własnej sztuki egzekutorskiej, choć przyznajmy – bycie zabitą zweryfikowałoby je jeszcze bardziej. W każdym razie między postaciami dzieje się coraz ciekawiej. Bałem się wcześniej, że poza efektownym początkowym pomysłem może nie być koncepcji co dalej, ale pełne napięcia wymiany ciosów i opinii w tym odcinku je w większości rozwiały.

Jest też dalej ślicznie i efektownie. Bohaterowie może i siedzą cały czas w lesie, ale ten jest kwiecisty, tak więc doceniam wymalowanie tych wszystkich rozlicznych teł, które się przewijają. Walki jak i wcześniej – krótkie, ale intensywne i gładko, drobiazgowo animowane. Styl artystyczny też konsekwentnie jest doskonały, a i co odcinek dostrzegalnie inny, co się podwójnie chwali. A na zakończenie pochwał mój osobisty konik – reżyseria. Kaori Makita. Trudno jest to dostrzec na nieruchomych kadrach, a i oddzielić kunszt reżysera od jakości animacji niełatwo, ale można np. obiektywnie zauważyć, że bogactwo różnych ujęć jest w tej serii ogromne, i to nie tylko w ramach odcinaka, ale nawet jednej sceny. Wiele jest przy tym nieoczywistych, a skutecznych, ot na przykład takie zbliżenie na drżącą rękę Gabimaru, gdy waha się czy zabić Sagiri, zamienianie ich perspektyw na tę scenę i ostateczne ich uzgodnienie w zbliżeniu na miecz w finale. Świetna, emocjonalna scena, świetny, emocjonalny odcinek, świetny, emocjonalny początek serii.

Leave a comment for: "Jigokuraku – odcinek 3"