My Home Hero – odcinek 1

Tetsuo Tosu wiedzie normalne życie pracownika biurowego oraz oddanego męża i ojca. Dla swojej rodziny, żony Kasen i córki Reiki, zrobiłby wszystko. Pewnego dnia podczas spotkania z Reiką zauważa rany i sińce na jej twarzy, co w mig łączy z jej chłopakiem, Nobuto. Rzecz jasna dziewczyna zaprzecza, ale podsłuchana później rozmowa Nobuto z kolegami daje Tetsuo do zrozumienia, że się niestety nie mylił. Co gorsza, nie chodzi o zwykłe problemy w związku, sprawca działa bowiem dla większej organizacji – syndykatu – i już kilka swoich byłych dziewczyn doprowadził dla pieniędzy do śmierci. Teraz w niebezpieczeństwie jest Reika i Tetsuo wie, że nie może się wahać, jeśli pragnie uchronić najbliższą mu osobę. Przy najbliższej okazji, wykorzystując efekt zaskoczenia, zabija Nobuto w mieszkaniu Reiki. Przybyła wkrótce na miejsce Kasen obiecuje wesprzeć męża, tym bardziej, że powiadomienie policji i zagranie ofiary, która się broniła, odpada (Tetsuo został wcześniej zaszantażowany przez pewnego typa). Razem chowają ciało (na razie tylko w łazience) i udają przed córką, że nic nie zaszło. I zapewne na tym by się skończyło, Tetsuo po wyjściu kobiet pozbyłby się ciała na dobre, gdyby nie inny członek syndykatu, Kyouichi Majima. Chłopak, na polecenie przełożonego Kubo idzie po Nobuto – odcinek kończy się, gdy znajduje zwłoki. W tym samym czasie jesteśmy świadkami rozmowy Kubo z Yoshitatsu Matorim, szefem lokalnego oddziału yakuzy. Zgadza się, drugi z mężczyzn jest ojcem Nobuto – Tetsuo zapewne czeka ciężka przeprawa…

Napisałam „zapewne”, bo pierwowzoru, mangi autorstwa Masahiego Asaki (rysunki) i Naokiego Yamakawy, nie znam. Zaskoczyło mnie, że Yamakawa odpowiada też za 100-man no Inochi no Ue ni Ore wa Tatteiru, serię zgoła inną gatunkowo i dla innego odbiorcy – z miejsca zapragnęłam, aby z My Home Hero nie wyszło takie nieoglądalne „dzieło” jak z tamtego isekaja. Po pierwszym odcinku mogę stwierdzić, że anime, owszem, oglądalne jest, jednak przyjemność – o ile w ogóle to słowo tu pasuje – z seansu nie jest szczególnie wielka. Przede wszystkim szkoda, że bardzo szybko seria przechodzi „do rzeczy”, nie dając najpierw poznać należycie bohaterów i relacji między nimi. To, że Tetsuo jest kochającym mężem i ojcem, mogłam wywnioskować raczej z tego, co wiedziałam wcześniej, niż z samego seansu, i takie tam. Krótkie, mające wzruszyć (co oczywiście się nie udaje) scenki retrospekcyjne czy interakcje między członkami rodziny Tosu nie wystarczą. Druga sprawa to ich zachowanie. Tetsuo trudno nazwać myślącym bohaterem – niemalże od razu, gdy upewnił się, że Reice grozi niebezpieczeństwo, podjął decyzję o samodzielnym pozbyciu się wroga. Owszem, trochę go usprawiedliwia rodzicielska miłość i fakt, że nie mógł wyznać prawdy odpowiednim służbom (chociaż, czy fakt, że ktoś zobaczyłby jego nagie zdjęcia, jest ważniejszy od dobra córki?), ale z drugiej strony lepiej by mu wyszło, gdyby się choć trochę zastanowił. Jeszcze większe pytania rodzi reakcja Kasen, która po krótkim szoku niezbyt się przejmuje morderstwem popełnionym przez jej męża. Nie zdziwię się, jeśli z czasem okaże się mieć drugie oblicze. Zresztą, mam wielką nadzieję, że bohaterowie nie będą tacy oczywiści.

Od strony audiowizualnej nie jest zbyt dobrze… Znaczy, na szczęście nie jest to seria, która wymaga szalonej animacji, no ale żeby chociaż była „jakaś”. Przy bliskich planach jeszcze jako tako postacie się ruszają, wystarczy jednak, że kamera nieco się oddali i widać toporność w ruchu. Kreska też mnie nie przekonuje, projekty postaci są zwykłe, by nie powiedzieć nijakie. Aczkolwiek brak przerysowanych projektów można również odebrać jako zaletę. Jedynym pozytywem w grafice, jaki dostrzegłam, były ciekawe efekty wizualne podczas sceny zabójstwa Nobuto. Nie sądzę, by w kolejnych odcinkach nastąpiła wyraźna poprawa – bardziej bym się obawiała o spadek jakości – tak więc pozostaje się przyzwyczaić – najważniejsze, by historia wciągała. Muzyki w tle nie zarejestrowałam, przysłucham się następnym razem, z kolei opening otrzymuje u mnie główną nagrodę w kategorii „największe niedopasowanie piosenki do anime”. Serio, ta piosenka by się nadawała do jakiegoś przygodowego shounena, nie do poważnego dramatu dla dorosłych. To samo w sumie z endingiem… Całe szczęście, że można je pomijać!

Leave a comment for: "My Home Hero – odcinek 1"