Tengoku Daimakyou – odcinek 1

W placówce otoczonej wielkim murem do szkoły uczęszcza grupa dzieci. Któregoś razu jedna z dziewcząt o imieniu Tokio otrzymuje na swoim tablecie wiadomość o treści „czy chcesz wyjść poza to, co jest na zewnątrz?” – bo na zewnątrz, jak się okazuje, jest świat, który przetrwał katastrofę. Po tym świecie, a konkretnie po zgliszczach Tokio, w poszukiwaniu miejsca zwanego „niebem” podróżują Maru oraz Kiruko, dziewczyna wynajęta, aby go chronić przed wszelkimi niebezpieczeństwami, nie tylko ze strony ludzi, ale także hiruko, potworów, które żywią się ludzkim mięsem.

O fabule trudno na ten moment powiedzieć coś ponad to, że jest intrygująco. Tu i ówdzie bohaterowie rzucają różnymi wskazówkami, wiadomo, że Kiruko, poza tym, że zajmuje się ochroną Maru, poszukuje również dwóch mężczyzn. W tajemniczej placówce z kolei jedna z uczennic, Mimihime, wydaje się mieć wizję przyszłości, twierdząc, że uwolnią ich z niej dwie osoby, w tym jedna, która wygląda identycznie jak Tokio – mowa tu oczywiście o łudząco podobnym Maru. Ponadto Kiruko jest w posiadaniu dziwnego pistoletu, który strzela niezwykle potężnym laserem, będącym w stanie topić metal.

Z post-apokaliptycznymi światami jest z reguły tak, że są równie ważnymi bohaterami co przemierzające je ludzkie postaci – tak bez wątpienia jest i w tym wypadku, w związku z czym niezwykle cieszy mnie, że jego kreację powierzono jednemu z najlepszych dyrektorów artystycznych w branży, czyli Yuujiemu Kaneko, który w tym sezonie powróci także przy okazji nowej odsłony Ousama Ranking. Kaneko wraz ze swoim zespołem ze studia Aoshashin stworzył świat, który robi naprawdę ogromne wrażenie, przykładając ogromną wagę przede wszystkim do opuszczonych pomieszczeń, pisząc tym samym ich historię nie gorzej niż sami scenarzyści. Ta nieco brudna, wykonana głównie za pomocą tradycyjnych technik (to jest farb) wizja świetnie kontrastuje z niezwykle sterylnym obliczem placówki za murem, w której wszystko jest bardzo czyste i zaprojektowane jakby od linijki.

Siła strony wizualnej to jednak nie tylko zasługa genialnych teł, ale również pracy animatorów. Hirotaka Mori, reżyser serii, odpowiedzialny także za scenorys i reżyserię pierwszego odcinka, jest nazwiskiem, które do produkcji przyciągnęło wielu innych uznanych artystów, w tym między innymi Tetsuyę Takeuchiego, który dołożył swoją cegiełkę do scenorysu rozplanowując jedyną scenę akcji w odcinku. Scena ta robi fenomenalne wrażenie także za sprawą ruchomej kamery, której Mori używa w ciągu tych dwudziestu kilku minut naprawdę sporo razy i trzeba przyznać, że efekt jest naprawdę satysfakcjonujący.

Przy okazji od razu widać, że jest to produkcja, przy której wciąż raczej niedoświadczony producent animacji, Masashi Oohira (wcześniej wyprodukował jedynie pierwszy sezon Yuukoku no Moriarty), wraz oczywiście z Hirotaką Morim, dają animatorom dużo swobody, nie każąc im ściśle trzymać się projektów postaci. Stąd z łatwością nieco sprawniejsze oko tylko na podstawie rysunków będzie w stanie wychwycić, które sceny animował na przykład charakterystyczny Shuuto Enomoto czy Hidehiko Sawada. Wśród nazwisk na liście płać dość zaskakująco pojawia się również Shingo Yamashita, w ostatnich latach skupiający się głównie na reżyserii openingów, a nie na animacji.

Są czasem takie produkcje, przy których po prostu wszystkie okoliczności wydają się sprzyjające – tak jest właśnie i tutaj. Nie wiem, czego spodziewać się po historii, bo nie znam materiału źródłowego, natomiast raczej nie minę się z prawdą, jeśli powiem, że przed nami najbardziej imponująca wizualnie seria tego roku, na którą zdecydowanie powinni zerknąć nie tylko fani animacji, ale również klimatów science-fiction, a przede wszystkim szeroko rozumianego post-apo. Jestem przekonany, że znajdą tu coś dla siebie.

Leave a comment for: "Tengoku Daimakyou – odcinek 1"